Duchy dobre – według klasyfikacji
Allana Kardeca – powstrzymują zło, szerzą dobro, radują się szczęściem ludzi,
którzy kierują się prawością w swoim życiu. Podsuwają nam dobre myśli, sprowadzają
ze złej drogi; niekiedy też chronią przed złem duchów niedoskonałych. Do tego
rzędu należą duchy, które w ludowych wierzeniach nazywano dobrymi geniuszami, duchami
opiekuńczymi, duchami dobra. W
czasach, gdy dominował zabobon i prosta, bezrefleksyjna wiara, czyniono z nich dobroczynne bóstwa.
Właśnie na tym wczesnym, intuicyjnym, mitycznym rozumieniu opieki ze strony
duchów, skupię się teraz.
Cofnijmy się do średniowiecza,
gdy w świadomości naszych przodków - obok szerzącego się chrześcijaństwa -
funkcjonowały jeszcze stare, pogańskie wierzenia, głęboko zrośnięte z rodzimą tradycją,
bytem materialnym i naturą. Świat wydawał się dziki, nieprzyjazny, a kraj był pokryty
nielicznymi grodami, porastały go gęste puszcze. Potrzeba opieki ze strony
duchów była szczególnie silna, do tego stopnia, że ludziom współczesnym trudno
ją pojąć. Wtedy jednak nie potrafiono, ani nawet nie chciano, opisywać świata
na sposób naukowy. Z drugiej strony chrześcijański kult świętych nie wyparł
jeszcze tej pierwotnej więzi między doczesnością a zaświatami, obecnej na co
dzień, w zwykłych życiowych sprawach.
W tamtych czasach Słowianie wierzyli, że ludzie
którzy umarli szybko albo gwałtowną śmiercią, przekształcają się w demony
trapiące jako zmory, albo w duchy wodne. Tutaj nie będę szeroko omawiać tego
problemu, choć nasza rodzima demonologia jest fascynująca (o wąpierzach [wampirach],
latawcach czy strzygach pisał wybitny historyk Aleksander Gieysztor w swojej Mitologii Słowian). Wolę ograniczyć się
do wątku, który ściśle dotyczy spraw poprzedzających naszą współczesną,
dojrzałą refleksję spirytystyczną, przy czym towarzyszy mi to proste założenie,
że w każdej legendzie jest ziarnko prawdy.
Można więc przyjąć, że i w tych tradycyjnych wierzeniach odbija się rzeczywista
więź między żyjącymi a umarłymi. Otóż nasi słowiańscy przodkowie byli przekonani,
że istnieją duchy domowe, które w
części pochodzą od zmarłych. Miały być przyjazne i pożyteczne,
przebywały u pieca czy ogniska, na strychu, w zagrodzie, opiekowały się bydłem,
przysparzały żyjącym mienia i zboża. Słowem, wierzono, że to duchy rodzinne.
Słowianie nazywali takiego
opiekuńczego ducha domu domowym lub domowikiem. Łączyły go bliskie stosunki
z gospodarstwem, mieszkaniem i dobytkiem chłopskim. Panowało przekonanie, że
znajduje się i chodzi nocą w każdym domu, mieszkając w chlewie lub gumnie.
Nazywano go także sąsiadem, gospodarzem, dziadkiem i ojczulkiem. Jego obraz
ustabilizował się wokół kilku cech: gospodarności i współodpowiedzialności za
dom i przychówek, życzliwości, rodzinności w sensie opieki i wieszczenia rzeczy
dobrych i złych członkom rodziny. Przy przenosinach do nowego mieszkania
upraszano go, by poszedł razem z gospodarzami. Niekiedy widziano go – zawsze nocą
lub o zmierzchu – czarnym i rogatym, ale przeważała opinia, ze jest podobny do
głowy domu lub – stary i siwy – przypomina zmarłego dziada lub ojca i ubrany jest
jak przystało chłopu. Czasem przydawano mu żonę: domachę, domowichę, która
wychodzi spod podłogi i przędzie.
Domowy miewał ludzkie słabostki i potrzeby, ale także potrafił
nawiązać kontakt z innymi duchami, sam pozostając istotą dobrą. Choć
niewidoczny, odbierał cześć i poczęstunek, uważano go za członka rodziny,
odżywiano go, aby miał siłę przepędzania obcych duchów. W Polsce duchy domowe
to również duszyczki, bożęta, domowi, domownicy, gospodarze, sąsiedzi, dobrochoty, żyrownicy. Występuje też termin ubożę, który być może powstał w czasach
już chrześcijańskich, gdy ducha domowego zepchnięto do rzędu kultów zakazanych,
kiedy stał się ubogim, biedactwem. Z kolei u Serbów wierzono, że opiekun domu,
niewidzialny, siada przy świętach na prawym ramieniu pana domu.
Tradycją naszych
przodków było też zakopywanie pod belką przyciesi (w narożniku domu) czarnego
koguta, jajka lub głowy zwierzęcej – prawdopodobnie na ofiarę dla ducha
domowego, jak to pokazują wykopaliska w Szczecinie i Gdańsku w warstwach z
XI-XII wieku.
Czy w podobnych wierzeniach, po
których ślady pozostały już tylko w miejscowym folklorze, mamy do czynienia z odzwierciedleniem
rzeczywistych manifestacji duchów? Niekoniecznie musiało być tak, że nasi przodkowie przesadzili z muchomorami i mieli zwidy ;). Zauważmy, że przekonanie o opiece ze strony
zmarłych występuje wszędzie, pod każdą szerokością
geograficzną, w każdej kulturze. Może prawda jest oczywista: dobroć i miłość
potrafi przezwyciężyć grób, a pieczę nad nami sprawują dobre duchy. W
zależności od wierzeń i kultury nazywa się je różnie: aniołami, duchowymi
opiekunami, geniuszami, bóstwami opiekuńczymi, duchami domowymi – w istocie
jednak u źródeł leży jedno, uniwersalne doświadczenie ich obecności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz